MOŻE BYĆ WZOREM DLA INNYCH

Alicja Chybicka – profesor na Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu,

senator VIII i X kadencji.

Z senatorem Komarnickim znamy się od początku kadencji, a w Senacie
siedzimy niedaleko siebie. Dla mnie on jest świetny. To wspaniały,
bardzo aktywny senator, zabierający bardzo często głos. Zna się i
potrafi bardzo ładnie i mądrze wypowiadać się w bardzo wielu
sprawach, począwszy od gospodarki, poprzez ochronę środowiska,
zieloną Polskę, energetykę, sprawy zagraniczne. Wiem, że w
Gorzowie jest osobą uwielbianą. Ma wiele zasług, przede wszystkim
jeśli chodzi o medycynę, bo wywalczył powstanie oddziału
kardiochirurgii. Senator jest pięknie i wspaniale postrzegany przez
innych kolegów, nie słyszałam, żeby ktoś się o nim źle
wypowiadał. Może być wzorem dla innych. Ma w sobie takie ciepło i
taką sympatię do ludzi, które biją na kilometr. Jest niesamowicie
pogodny i przyjazny. Natomiast w dyskursie politycznym – moim
zdaniem – jest absolutnie opozycjonistą. Kiedy się wypowiada,
używa argumentów merytorycznych. Bezwzględnie powinien ubiegać
się o kolejną kadencję w Senacie. 

Barbara Wierzbicka-Gałgańska – lekarz chirurgii stomatologicznej, od 12 lat przewodnicząca komisji lekarzy seniorów przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Gorzowie, działała w Gorzowskiej Radzie Seniorów przy Prezydencie Gorzowa.

– Z senatorem Komarnickim chyba złapaliśmy wzajemną sympatię, gdy działałam w pierwszej kadencji Gorzowski Rady Seniorów i byłam w zespole, który zajmował się zdrowiem. Wpadliśmy na pomysł, żeby otworzyć w Gorzowie oddział geriatryczny. Ale pomysł był zbyt wielki. Myśleliśmy nawet, żeby Jurek Owsiak nam ten oddział wyposażył. Niestety, nie było miejsca. Pomyśleliśmy więc, że może chociaż uda się otworzyć poradnię geriatryczną. Przecież jedna trzecia społeczeństwa to seniorzy. Zaczęliśmy chodzić, szukać, wydeptywać ścieżki, które prowadziły w różne miejsca. Ostatnią deską ratunku był pan senator. Umówiliśmy się i okazało się, że nie tylko chwycił pomysł, ale miał otwarte serce na pomoc w tej sprawie. Zaczął działać. Już przy nas wykonał pierwsze telefony i potem kolejne, również spotkania. I udało się. Pod ogromnym naciskiem pana senatora na prezesów szpitala udało się otworzyć poradnię geriatryczną. Działała przez pół roku, ale wszedł covid, pani doktor się rozchorowała, a ponieważ przyjeżdżała tu ze Szczecina, nie udało się już wznowić pracy. Mamy obietnicę, że jak tylko pojawi się lekarz, poradnia nadal będzie działać. W międzyczasie otwarto w Torzymiu oddział geriatrii, w którym pan senator też bardzo dużo pomógł, ale ten oddział ściągnął osoby ze specjalizacją geriatryczną, nie ma więc nikogo na rynku. To jest błędne koło. Ludzie nie robią specjalizacji z geriatrii, bo nie ma gdzie pracować. A nie ma gdzie pracować, bo nie ma specjalistów. Czy jest nadzieja, że gorzowska poradnia ruszy? Rozmawiałam z prezesami, którzy zaproponowali, żebym ją objęła, ale przecież nie jestem specjalistą w tej dziedzinie. Geriatria jest bardzo trudna, nie wystarczy przyłożyć słuchawki i spojrzeć, jakie kto bierze leki. Tu trzeba zgrać wiele dziedzin.


Bogdan Borusewicz – wicemarszałek Senatu RP

Senatora Komarnickiego znam jako człowieka bardzo pracowitego. Jego wystąpienia w Senacie zawsze dotyczą konkretnych spraw i są merytoryczne. On nie mówi ogólnikami. Jest rzetelny i jak już coś powie, to zrealizuje. Jest słowny i odpowiedzialny. Sprawdził się jako senator i mam nadzieję, że będzie nim nadal.

Jerzy Ostrouch – prezes Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie

SZPITAL-OGRÓD

Starania senatora Komarnickiego o sprawy Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie nie ustają. Obecnie wspólnie pracujemy nad dużym projektem związanym z osobami starszymi i mamy w planach jego realizację w obiektach przy ulicy Walczaka. Będziemy chcieli stworzyć tam Szpital-Ogród. Istniejący starodrzew i tereny zielone poddamy rekultywacji i rewitalizacji. W ubiegłym roku ogłosiliśmy konkurs dla studentów architektury na zagospodarowanie starej kotłowni, by powstał stały element z pięknym parkiem i obiektami, w których będziemy realizowali program pomocy dla osób starszych. Powstanie oddział geriatryczny oraz mieszkania chronione, w których będzie realizowana opieka szpitalna nad osobami zdrowymi w starszym wieku, mieszkającymi w tym kompleksie. Tak naprawdę zainspirował nas do tego senator Komarnicki, ale wszyscy mamy świadomość, że demografia jest nieubłagana, że osób starszych również w naszym mieście będzie coraz więcej. W dodatku ze starszym wiekiem wiąże się wielochorobowość, która wymaga stałej opieki medycznej. Liczymy, że z nowej perspektywy europejskiej uda się nam pozyskać pieniądze na zrealizowanie tej idei.

KARDIOCHIRURGIA

Poza tym muszę podkreślić, że senator Komarnicki jest osobą, która niesłychanie mocno wspiera wszelkie działania w zakresie rozwoju kardiochirurgii. To on zorganizował szereg spotkań zarówno na poziomie ministerialnym, jak i parlamentarnym. W tych spotkaniach mieliśmy możliwość prezentowania naszego programu rozwoju kardiologii i kardiochirurgii. To on spowodował wizytę marszałka senatu prof. Tomasza Grodzkiego. Dzięki senatorowi mamy wsparcie zarówno członków senackiej jak i sejmowej komisji zdrowia. Szereg tych spotkań było organizowanych bezpośrednio przez senatora. Bardzo mocno należy podkreślić, że kardiochirurgia z oddziałem chirurgii naczyniowej to może być zalążek przyszłego centrum leczenia chorób układu krążenia. Z tym się będzie wiązała konieczność zmodernizowania bloku operacyjnego, ale pamiętajmy, że choroby układu krążenia to ciągle najczęstsza przyczyna zgonów mieszkańców województwa lubuskiego, więc ta opieka dotycząca chorób układu krążenia musi w sposób radykalny się poprawić.

CZŁOWIEK Z DOŚWIADCZENIEM

Ja nie wiem, jak to pan Komarnicki robi, ale na pewno w grę wchodzą kwestie charakterologiczne i doświadczenie życiowe. Myślę, że w przypadku pana senatora jest coś takiego jak dobrze pojęta funkcja nestora. To człowiek, który ma doświadczenie życiowe, umiejętność przekonywania swoich rozmówców, potrafi w sposób niesłychanie krótki zdefiniować problem, jest też osobą, której trudno odmówić, w związku z czym korzystamy z tych umiejętności negocjacyjnych senatora i umiejętności skracania dystansu z rozmówcami.


Maria Bożek prezes Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Gorzowie.

My, jako Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich w Gorzowie, nie mamy znikąd pomocy – mówi prezeska Maria Bożek. – Nasza składka jest minimalna. Wynosi 2 zł miesięcznie, a na jakąkolwiek propozycję podwyżki nikt się nie zgadza. To są kwoty minimalne i na nic nie wystarczają, a co roku organizujemy w Teatrze im. J. Osterwy Kresovianę, czyli Spotkania Wykonawców Piosenki Kresowej im. Piotra Frankowa. Żeby więc ufundować dla wykonawców puchary, zaczęłam szukać sponsorów. Cztery lata temu, gdy obchodziliśmy 30. rocznicę istnienia towarzystwa, trafiłam do senatora Władysława Komarnickiego. Zostałam mile przyjęta. Bardzo nam pomógł. Wtedy na Kresovianę przyjechało chyba z 40 zespołów. Pan senator ufundował olbrzymi tort i zapłacił za orkiestrę, która nam przygrywała w czasie uroczystości w Gracji. Jego pomoc jest naprawdę duża – podkreśla Maria Bożek i dodaje: – Ponieważ podlega pod nas klub w Kostrzynie, liczący sobie 103 osoby, w tamtym roku na zaproszenie Władysława Komarnickiego pojechał do Senatu. Poza tym senator wspierał nas biletami na żużel, z czego wszyscy byliśmy bardzo zadowoleni.

Pan Komarnicki to otwarty i czuły na nasze potrzeby człowiek. Sam pochodzi z Kresów, więc mocno się zżyliśmy. Poruszamy tematy kresowe, a on opowiada o swoich stronach, jak jego rodzice podróżowali wagonami tu na zachód, gdy był malutki. Na początku tego roku mieliśmy spotkanie opłatkowe. Chętnie przyszedł i wtedy ustaliliśmy, że 19 i 20 marca nasza gorzowska 42-osobowa grupa jedzie do Senatu. Wręczymy mu tam legitymację honorowego członka naszego towarzystwa.

Muszę podkreślić, że zawsze byłam miło przyjęta przez pana senatora. Nigdy nie odeszłam bez niczego, a jego pomoc nie była jednorazowa. To, co robi, to dla nas duże wsparcie finansowe. Bardzo gorąco chcę podziękować za nie w imieniu całego towarzystwa i zarządu. Uważam, że tak oddany i pełny sił człowiek, powinien nadal być senatorem, tym bardziej że zna środowisko i nie ukrywam, że gdyby odszedł, stracilibyśmy ważnego sponsora, a znów zbliża się Kresoviana. Na drugi rok będziemy obchodzić 35-lecie towarzystwa, więc będę próbowała prosić o kolejną pomoc.

Jan Tomaszewicz – dyrektor Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie

– Senator Komarnicki 20 lat temu podzielił się z teatrem swoją biedą. Gdy go poznałem, po kilku godzinach zadałem pytanie na temat jego wrażliwości jeśli chodzi o sztukę, teatr, budynek. Wysondowałem, że jest – jeśli chodzi o pozycję i finansową, i obywatelską – wysoko w rankingu Gorzowa. Spytałem, czy nie mógłby wesprzeć nas finansowo. Na to on odpowiedział: „Panie dyrektorze, ale ja jestem biedny”. Więc ja mu na to: „Panie, to podziel się pan tą biedą ze mną”.

– I to się tak spodobało, że prywatnie nawiązała się między nami bardzo dobra znajomość, która się przerodziła – chyba mogę to powiedzieć – w przyjaźń. Bardzo cenię doświadczenie i spojrzenie senatora na życie. Z pełną odpowiedzialnością powiem, że gdyby nie jego determinacja i szaleństwo Waldka Kłosowskiego, Teatru Letniego by nie było. Tu nie ma dwóch zdań. Użycie określenia, że to, co zrobiliśmy, było na wariackich papierach, to mało powiedziane. A było tak. Przed laty pojawił się sygnał z urzędu marszałkowskiego i ministerstwa, że mogą być jakieś pieniądze na rozpoczęcie prac. Ale myśmy mieli tylko teorię. Ja – tylko wyobrażenie, jak może ten teatr funkcjonować. Widzowie, którzy byli na pierwszym spotkaniu Arturem Barcisiem, wiedzą, że naginałem rzeczywistość, zaklinałem pogodę, żeby nie padało, bo nie mieliśmy niczego. Scena Letnia funkcjonowała jako scena bez zadaszenia, którą wynajmowaliśmy. Więc wtedy, gdy pojawiła się szansa na dofinansowanie, spotkaliśmy się w firmie pana senatora. On ściągnął architekta Waldka Kłosowskiego i powiedział, że w poniedziałek musimy złożyć projekt. Ja czułem się, jak dziecko, które trzyma w ręku brzytwę. Naprawdę, nie miałem świadomości, że projekt to jest jednak coś, co tworzy zespół. I ten biedny Waldek Kłosowski mówi: „Wy żartujecie tak?” A senator odpowiada: „Waldek, gdybym żartował, to bym po ciebie nie dzwonił. Trzeba pomóc i wiem, że ty to zrobisz.” I zrobił. My z księgową na tempo, na godzinę 15.00 przygotowaliśmy pokserowane dokumenty wielkiego projektu rewitalizacji Teatru Letniego i Sceny Kameralnej, bo trzeba było to złożyć w urzędzie marszałkowskim. Zawieźliśmy je. I potem w czasie rozbudowy zawsze był duch pana senatora Komarnickiego. On sam pomagał nam i niezmiernie mu za to dziękuję. Zresztą, osobowość, którą ma – może się komuś podobać lub nie, jak każdy z nas, ale na tym polega piękno relacji międzyludzkich, że akceptujemy człowieka, jakim jest lub nie i mamy do tego prawo – ja akceptuję. Akceptuję go takim, jakim jest. Nigdy nie widziałem go nieuśmiechniętego. Mam świadomość, ile ten człowiek ma za sobą, ile wycierpiał – mówię też o stronie biznesowej, gdzie wszyscy patrzyli, jakie odnosi sukcesy, że budowa różnych obiektów ponosiła za sobą ryzyko trudnych sytuacji finansowych, bo przecież w tym czasie koniunktura była jak obecnie, niestabilna. Podpisywałeś umowę na określoną kwotę, a ceny materiałów raptownie wzrastały nawet o 30-40 proc. To było dla wykonawcy zabójcze. Również zdrowotnie borykał się z różnymi sytuacjami, ale cały czas był uśmiechnięty. Dla mnie to coś pięknego. To mają Amerykanie. U nich nikt na pytanie: ”Jak się czujesz” nie powie, że źle. Zawsze jest „OK, fine”. I on też chce przekazać swoją pozytywną energię. I to jest piękne we Władku. Wiadomo, że z racji funkcji sanatora rzadziej bywa w teatrze, ale jak tylko ma wolną chwilę, przychodzi, na premierach jest zawsze.

– To nawet nie jest slogan, ale prawda, że na Władku nigdy się nie zawiodłem i zawsze mogę na niego liczyć, mogę na nim polegać. To jest coś. Nie pamiętam – mówię szczerze – żadnej sytuacji, kiedy bym nie zatelefonował i o cokolwiek poprosił, może nawet niezwiązanego z teatrem, ale np. z pomocą dla kogoś innego, nigdy – myślę, że nie tylko mnie, ale i innym ludziom – Władek nie odmówił i zawsze służył pomocą. Do tego widziałem, że się cieszy, gdy może komuś pomóc. To jest piękna cecha.

– Gdyby nie miał takich cech, nie osiągnąłby tego, co osiągnął i nie mówię tu o stronie politycznej, ale finansowej, zawodowej i jako człowiek, mąż, ojciec. Ma wspaniałe dzieciaki: córkę, syna. Trzeba umieć znaleźć czas, by wykształcić ich osobowość, ukierunkować, przekazać nauki na życie.

– Gdy był prezesem Stali Gorzów, przywrócił sens funkcjonowania społeczeństwa gorzowskiego w sporcie. Jest zarząd, ale to prezes bił głową we wszystkie mury i sprawił, że one jednak pękły. Weszliśmy historycznie z powrotem do ekstraligi i jesteśmy w niej. Jak odszedł i choć jest honorowym prezesem, to nie zarządza następcami, nie wchodzi w ich decyzje, ale z daleka, jak tylko jest potrzeba, by dać swoje wsparcie, to je daje. To ta jego delikatność, piękna cecha charakteru.

– Dlatego się tak lubimy, że jesteśmy kresowiakami. Korzenie pana senatora są z Ukrainy, moje ze strony litewskiej. Podobnie doświadczyliśmy i podobnie czujemy. To wraca. Tęsknota pozostaje. I dzielimy się tą biedą, bo trochę jej zaznaliśmy. Ale takie były czasy. Władek jest ode mnie 10 lat starszy, więc jeszcze bardziej doświadczał tej biedy po wojnie. Tego się nie zapomina, to rodzice przekazują i to się przekazuje następnym pokoleniom. Potem jest coś takiego w człowieku – i to ma pan senator Komarnicki – zasada, że będę ci pomagał, będę tobie służył, żeby ci było lepiej niż mnie. To jest piękne.

PRZYJACIEL STALI NA ZAWSZE

Rozmowa z prezesem klubu Stal Gorzów Waldemarem Sadowskim.

Co o honorowym prezesie Stali Gorzów, który doprowadził Stal do ekstraligi, może powiedzieć nowy prezes?

Rozmowę o senatorze Komarnickim podzieliłbym na dwie strefy czasowe. Pierwsza, gdy byłem kibicem żużla, a jestem nim praktycznie od urodzenia, bo tata zawsze mnie tu przywoził.

I marzył sobie pan, że kiedyś będzie tu działał?

Wtedy sobie marzyłem, że kiedyś będę nawet jeździł. Mało tego, za czasów szkolnych byłem członkiem Unii Leszno. Zapisałem się do szkółki, natomiast tata nie podpisał mi deklaracji zgody.

Dlaczego?

Powiedział mi wprost: „Za moją zgodą nie będziesz sobie łamał kości.”

I uchronił pana od tego?

Nigdy nic mi się nie zdarzyło. A byłem tak grzeczny, że nie wyobrażałem sobie dyskutować. I skończyło się tym, że musiałem pozostać kibicem.

Grzeczny syn, obecnie prezes Stali Gorzów, w jakich okolicznościach poznał pana Komarnickiego?

– Po szlifach edukacyjnych i zawodowych w roku 2000 wróciłem do Gorzowa. Widziałem lata, w których drużyna spadła. Widziałem powroty. Ale pojawiły się plany przebudowy stadionu. Pojawił się pan Komarnicki. I odbierałem go przez pryzmat jego dużej firmy i inwestycji, które tu realizowała. Ponad 20 lat temu spotkałem się u prezesa w biurze. Przyjechałem w konkretnych celach biznesowych, bo byłem wówczas prezesem innej firmy, ale zdominował nas temat żużla, bo pan Komarnicki już bardzo zaangażował się w odbudowę profesjonalnej drużyny.

Po rozmowie z Władysławem Komarnickim uwierzył pan, że on to udźwignie, choć i wówczas było nie najlepiej z naszym żużlem?

Wiedziałem, że jeśli jest tak, jak mi mówił, jeśli padają takie nazwiska, które mają szansę pojawić się w Stali, to ona wejdzie do walki o najwyższe cele. I wiedziałem, że ten żużel wróci. Widziałem, że on trafia we właściwe ręce. Każdy ma jakieś stereotypy w głowie i jak się z kimś spotyka, to się wie, że to jest człowiek, który dźwignie, da radę. Po tej rozmowie, wiedziałem, że jak to pójdzie w tym kierunku, to Stal będzie wracać do elity.

Druga strefa czasowa?

Druga strefa czasowa dotyczy okresu, gdy wchodziłem w ten gorzowski żużel coraz głębiej, bo zacząłem być sponsorem. Najpierw bardzo delikatnie i mało oficjalnie. Tę historię często wspominam. Bałem się, że w rozmowie pan Komarnicki wyczuje moją miłość do żużla i namówi mnie do poważnego sponsorowania, a ja mu jeszcze za to podziękuję. Nie umiałbym się z takiej deklaracji wycofać, więc wolałem być tym sponsorem cichym.

Poza tym, że był pan cichym sponsorem, spotykaliście się, by rozmawiać?

Nie tylko przy okazji eventów Stalowych. Zawsze kiedy się widzieliśmy, mieliśmy o czym rozmawiać. Przychodziły wspominki, pojawiały się nazwiska ludzi, których mogliśmy wspólnie znać i zawsze przyjemna rozmowa z szacunkiem dla jednej i drugiej strony. Wówczas pan Komarnicki był dla mnie wielką postacią w żużlu i miałem wielką przyjemność, że znajdował czas, by parę zdań zamienić jako prezes Stali Gorzów. To mi też imponowało, że choć jeszcze nie funkcjonowałem jako sponsor, dostrzegał mnie i miał dla mnie czas.

Fakt, że jest pan dzisiaj prezesem, to również zasługa Władysława Komarnickiego?

To jest ciekawe pytanie. Od kiedy prezes Komarnicki został prezesem honorowym, ciągle na tym stadionie się spotykamy. W 2020 zostałem zaproszony do zarządu przez byłego prezesa Marka Grzyba, który przejmował Stal po I. M. Zmorze. Zacząłem funkcjonować jako wiceprezes. Natomiast przyszedł pamiętny dzień, czerwiec 2022 r. Miałem złożyć rezygnację, ale nie było mi to dane, bo wszystko się potoczyło inaczej. Mieliśmy błyskawiczne spotkanie na zarządzie i wiedzieliśmy, że w przejmowaniu sterów nie może być nawet dnia zwłoki, że jest szczyt sezonu, więc szybko trzeba wszystko wprowadzić w życie, dotrzeć do zawodników i debatowaliśmy nad tym, kto ma zostać prezesem, więc gdy wszystkie oczy spojrzały na mnie, wiedziałem, co się święci i nie mogłem odmówić. I nie ukrywam, że później również spotkaliśmy się z panem senatorem. Tu dużą rolę odegrał senator Komarnicki wyrażając swoją pełną aprobatę do podjętych przez zarząd decyzji.

Kim jest honorowy prezes dla dzisiejszej Stali Gorzów?

Najpierw powiem, kim jest dla obecnego zarządu. Jest osobą, która ze swoim doświadczeniem zawsze chętnie na każde pytanie odpowie, doradzi i służy pomocą. I zawsze służy pomocą dla spraw, które służą Stali. O każdej porze dnia czy nocy każdy z zarządu może do niego zadzwonić, porozmawiać, zaaranżować spotkanie, więc czujemy to wsparcie w trudniejszych chwilach czy sytuacjach. Nie wiem, jak te spotkania wyglądały wcześniej, ale nasze spotkania czy też rozmowy telefoniczne są profesjonalne i merytoryczne.

Doszlibyśmy do ekstraligi, gdyby nie Komarnicki?

Te ruchy, które w tamtym czasie były czynione w zakresie przede wszystkim wyniku sportowego; nazwiska, które zaczęły się pojawiać w Stali, były bardzo dobrymi decyzjami. Sami liderzy nie są gwarancja sukcesu, gdy nie będą stanowili drużyny. Jednak Tomek Gollob tak mocna postać w polskim żużlu jaką wtedy był, którego pan Komarnicki ściągnął i namówił do współpracy w Stali Gorzów, to był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. I to był czas, że pomysł budowania drużyny z Tomkiem i w oparciu o niego, z innymi też mocnymi nazwiskami, dał sukces sportowy. A on w biznesie, jakim jest drużyna sportowa, stanowi podstawę, by za chwilę pojawiły się inne sukcesy: ekonomiczne i wizerunkowe. W sporcie nie jest tak jak w normalnym biznesie, że wystarczy, że rachunek zysków i strat się zgadza, tu jeszcze wynik sportowy jest szalenie ważny.

Chodzi mi po głowie pokoleniowa trójka: Komarnicki, Gollob, Zmarzlik – każdy po trochę młodszy i każdy po trochę ojcem dla poprzedniego. Chyba dzięki prezesowi.

To jest ciągłość, którą zapoczątkował prezes Komarnicki, ciągłość sukcesów Stali. To były trafne decyzje w tamtym momencie, bardzo dobre wybory i jeden za drugim utrzymywał Stal wizerunkowo bardzo wysoko. Dzięki temu mieliśmy w obszarze sportowym innych naśladowców, którzy chcieli się ścigać, przychodzić do Stali. Tu warto dodać jeszcze nazwisko jednego z najlepszych trenerów w kraju, Stanisława Chomskiego, który te wszystkie decyzje spajał, tworząc solidną drużynę.

Gdyby podsumować tę rozmowę na temat Stali Gorzów w kontekście prezesa Komarnickiego, co będzie po stronie plusów, a co po stronie minusów?

Po stronie plusów jest to, że zawsze możemy czerpać z doświadczeń senatora. Bez cienia wątpliwości, że tak jak będzie umiał, tak pomoże.

A tu doradztwo jest szczególnie ważne.

Żeby dobrze doradzać, trzeba mieć w tym biznesie duże doświadczenie.

A jak nie, to trzeba dużo zapłacić tym, którzy je mają.

Dokładnie. A z minusów? Zbyt szybko czasami chciałby pomóc. A to nie zawsze jest dobre.

Co w kontekście naszej rozmowy jest według pana najważniejsze?

Dla mnie każdy, dla kogo Stal jest dobrem nadrzędnym, pozostaje przyjacielem Stali na zawsze. I senator Komarnicki należy do tych osób. Wie, że Stal dla miasta, dla naszego środowiska, dla kibiców jest celem nadrzędnym i tak jak będzie umiał, dysponował czasem, zrobi wszystko, by dalej święciła sukcesy na arenie sportowej w kraju, a zawodnicy rozwijali się również na arenie międzynarodowej.

Przyjaciel Stali na zawsze – to ładne.

Tak, bo dobro Stali leży mu na sercu i inne poboczne polemiki mają tu wtórne znaczenie.

Dziękuję. 

Tomasz Grodzki – marszałek Senatu Rzeczypospolitej Polskiej

Pana senatora Komarnickiego poznałem przed ponad siedmioma laty, kiedy w 2015 r. i on, i ja zostaliśmy po raz pierwszy senatorami. Pan Komarnicki jest niezwykle rzetelnym, pracowitym i doskonale osadzonym w realiach polskiego parlamentu senatorem, ponieważ prowadził i prowadzi zawsze kilka projektów ustaw i podchodzi do tego z niezwykłą rzetelnością. Jest aktywny w komisjach, w których pracuje i zawsze wyróżnia się bardzo profesjonalnym podejściem do zagadnień, którymi się zajmuje. A zajmuje się różnymi, od przemysłu, przez elektromobilność, po zagadnienia związane ze sportem, co jest zrozumiałe, bo jest honorowym prezesem klubu żużlowego Stal Gorzów.

Pozaparlamentarnie łączy nas obu pasja do gry w tenisa. Czasami wieczorami, po obradach, udaje nam się trochę poodbijać. Muszę powiedzieć, że jestem zawsze pod ogromnym wrażeniem, że mimo wieku Władysław Komarnicki jest doskonałym tenisistą, z którym gra jest po prostu pasją i przyjemnością.

Co do zasług pana senatora dla województwa lubuskiego, to również trudno wymienić wszystkie po kolei, ale jednym z ostatnich dokonań, przy którym miałem skromny udział w stosunku do jego wysiłku, było doprowadzenie do uruchomienia pododdziału kardiochirurgii w szpitalu wojewódzkim w Gorzowie, co mam nadzieję przyczyni się do poprawy leczenia chorych na choroby serca z województwa lubuskiego. To rzeczywiście jest powód do dumy. Wiem doskonale, jak pan senator był w ten projekt zaangażowany, jak mocno leżało mu to na sercu.

Innym projektem, którym się zajmuje i w którym też będę brał udział, są obchody filii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w budynkach, które pan senator jeszcze jako szef firmy Interbud West budował. Będzie tam dość duża i ważna uroczystość w kontekście relacji polsko-niemieckich, które obecna władza zupełnie niepotrzebnie napina, a my z rejonu pogranicza staramy się je utrzymywać na maksymalnie dobrym poziomie.

Jeśli chodzi o aktywność senatorską, byłem świadkiem wielu merytorycznych sporów, które prowadziliśmy na sesjach plenarnych i w komisjach, w czasie których pan senator jak lew bronił interesów województwa lubuskiego, interesów swojego okręgu wyborczego, z tym że nasze możliwości były mniejsze, bo rządząca partia często nasze dobre pomysły utapiała, forsując własne, niekoniecznie dobre. 

Rafał Zarzycki – wiceprezes Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa, zastępca przewodniczącego Dolnośląskiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa we Wrocławiu, właściciel biura projektów.

Władysława Komarnickiego poznał dzięki jego senatorskim wystąpieniom, szczególnie z lutego 2020 r.

W lutym 2020 r. nowelizowano ustawę Prawo budowlane. Wtedy rządzący wprowadzali zmiany, w których była obawa, że nasz zawód zostanie zmniejszony do rangi inżynierów budownictwa w procesie budowlanym. A nasza Izba zrzesza wszystkich inżynierów, którzy budują różne obiekty: drogi, mosty, linie kolejowe, tramwajowe. Architekci dbają o to, by budowla była piękna i funkcjonalna. Nam przede wszystkim chodzi o bezpieczeństwo. I zmniejszanie rangi tej części technicznej projektu oraz bezpieczeństwa jako priorytetu nie było dobre. Pan senator bardzo dobrze to powiedział. Byłem pod wielkim wrażeniem, że wśród sprawujących władzę ustawodawczą jest człowiek, który tak mądrze i pięknie potrafi mówić o naszym zawodzie zaufania publicznego. Walczyliśmy wówczas o każde poparcie u senatorów i posłów, ale nikt w taki sposób nie wyrażał się o naszej pracy, o pracy kierowników budów, projektantów, inspektorów nadzoru, inżynierów budownictwa wielu specjalizacji, jak senator Komarnicki, który prezentował stanowisko zbieżne naszemu środowisku. To było przejmujące, bardzo dobre przemówienie, wysokiej klasy i z szacunkiem dla tego zawodu, które cała Polska Izba inżynierów Budownictwa udostępniła na swoich profilach i stronach. Zależy nam, żeby posłowie, senatorowie czy ministrowie współpracowali z nami i uwzględniali nas jako fachowców, kiedy robią nowelizację prawa budowlanego.

Mnie się bardzo podobało, że wśród 100 senatorów to pan Komarnicki rozumiał, jak duża jest rola bezpieczeństwa oraz samorządu budownictwa i tego zawodu zaufania publicznego. Ustawa, którą Sejm uchwalił, żeby budować domy do 70 m kw. bez obligatoryjnego kierownika budowy, jest niebezpieczna i zła. Środowisko fachowców przy stanowieniu prawa jest często pomijane, a tu senator Komarnicki wiedział doskonale, że technika budowy takich domów to absurd i głupota. Dlatego ten pomysł się nie sprawdził. Procedura jest mało popularna, a banki przestały udzielać kredytów, jeśli nie ma kierownika budowy. Od części tych działań odstąpiono i wystąpienia pana senatora bardzo nam pomogły. Teraz, co prawda, współpraca na linii nadzoru budowlanego i ministerstwa rozwoju i technologii jest dużo lepsza, ale to lobowanie było dobre.

We wrześniu 2022 r. na spotkaniu w Lubuskiej Izbie Inżynierów poznałem pana senatora i osobiście bardzo podziękowałem za to wystąpienie: pozytywne i rozumiejące, co to jest zawód inżyniera budownictwa i jak ma duże znaczenie w polskiej gospodarce. Także szefowie Lubuskiej Izby bardzo pochlebnie wypowiadają się na temat senatora, że zawsze jest na każdym spotkaniu, że bierze udział, współpracuje. Po tym wystąpieniu będę zawsze uważał Władysława Komarnickiego za człowieka, który rozumie mój zawód, co to znaczy bezpieczeństwo konstrukcji, ekonomia budownictwa, no i za co odpowiedzialni są inżynierowie budownictwa.