PRZYJACIEL
STALI NA ZAWSZE
Rozmowa
z prezesem klubu Stal Gorzów Waldemarem Sadowskim.
Co
o honorowym prezesie Stali Gorzów, który doprowadził Stal do
ekstraligi, może powiedzieć nowy prezes?
– Rozmowę
o senatorze Komarnickim podzieliłbym na dwie strefy czasowe.
Pierwsza, gdy byłem kibicem żużla, a jestem nim praktycznie od
urodzenia, bo tata zawsze mnie tu przywoził.
I
marzył sobie pan, że kiedyś będzie tu działał?
– Wtedy
sobie marzyłem, że kiedyś będę nawet jeździł. Mało tego, za
czasów szkolnych byłem członkiem Unii Leszno. Zapisałem się do
szkółki, natomiast tata nie podpisał mi deklaracji zgody.
Dlaczego?
– Powiedział
mi wprost: „Za moją zgodą nie będziesz sobie łamał kości.”
I
uchronił pana od tego?
– Nigdy
nic mi się nie zdarzyło. A byłem tak grzeczny, że nie wyobrażałem
sobie dyskutować. I skończyło się tym, że musiałem pozostać
kibicem.
Grzeczny
syn, obecnie prezes Stali Gorzów, w jakich okolicznościach poznał
pana Komarnickiego?
–
Po szlifach edukacyjnych i zawodowych w roku 2000 wróciłem do
Gorzowa. Widziałem lata, w których drużyna spadła. Widziałem
powroty. Ale pojawiły się plany przebudowy stadionu. Pojawił się
pan Komarnicki. I odbierałem go przez pryzmat jego dużej firmy i
inwestycji, które tu realizowała. Ponad 20 lat temu spotkałem się
u prezesa w biurze. Przyjechałem w konkretnych celach biznesowych,
bo byłem wówczas prezesem innej firmy, ale zdominował nas temat
żużla, bo pan Komarnicki już bardzo zaangażował się w odbudowę
profesjonalnej drużyny.
Po
rozmowie z Władysławem Komarnickim uwierzył pan, że on to
udźwignie, choć i wówczas było nie najlepiej z naszym żużlem?
– Wiedziałem,
że jeśli jest tak, jak mi mówił, jeśli padają takie nazwiska,
które mają szansę pojawić się w Stali, to ona wejdzie do walki o
najwyższe cele. I wiedziałem, że ten żużel wróci. Widziałem,
że on trafia we właściwe ręce. Każdy ma jakieś stereotypy w
głowie i jak się z kimś spotyka, to się wie, że to jest
człowiek, który dźwignie, da radę. Po tej rozmowie, wiedziałem,
że jak to pójdzie w tym kierunku, to Stal będzie wracać do elity.
Druga
strefa czasowa?
– Druga
strefa czasowa dotyczy okresu, gdy wchodziłem w ten gorzowski żużel
coraz głębiej, bo zacząłem być sponsorem. Najpierw bardzo
delikatnie i mało oficjalnie. Tę historię często wspominam. Bałem
się, że w rozmowie pan Komarnicki wyczuje moją miłość do żużla
i namówi mnie do poważnego sponsorowania, a ja mu jeszcze za to
podziękuję. Nie umiałbym się z takiej deklaracji wycofać, więc
wolałem być tym sponsorem cichym.
Poza
tym, że był pan cichym sponsorem, spotykaliście się, by
rozmawiać?
– Nie
tylko przy okazji eventów Stalowych. Zawsze kiedy się widzieliśmy,
mieliśmy o czym rozmawiać. Przychodziły wspominki, pojawiały się
nazwiska ludzi, których mogliśmy wspólnie znać i zawsze przyjemna
rozmowa z szacunkiem dla jednej i drugiej strony. Wówczas pan
Komarnicki był dla mnie wielką postacią w żużlu i miałem wielką
przyjemność, że znajdował czas, by parę zdań zamienić jako
prezes Stali Gorzów. To mi też imponowało, że choć jeszcze nie
funkcjonowałem jako sponsor, dostrzegał mnie i miał dla mnie czas.
Fakt,
że jest pan dzisiaj prezesem, to również zasługa Władysława
Komarnickiego?
– To
jest ciekawe pytanie. Od kiedy prezes Komarnicki został prezesem
honorowym, ciągle na tym stadionie się spotykamy. W 2020 zostałem
zaproszony do zarządu przez byłego prezesa Marka Grzyba, który
przejmował Stal po I. M. Zmorze. Zacząłem funkcjonować jako
wiceprezes. Natomiast przyszedł pamiętny dzień, czerwiec 2022 r.
Miałem złożyć rezygnację, ale nie było mi to dane, bo wszystko
się potoczyło inaczej. Mieliśmy błyskawiczne spotkanie na
zarządzie i wiedzieliśmy, że w przejmowaniu sterów nie może być
nawet dnia zwłoki, że jest szczyt sezonu, więc szybko trzeba
wszystko wprowadzić w życie, dotrzeć do zawodników i
debatowaliśmy nad tym, kto ma zostać prezesem, więc gdy wszystkie
oczy spojrzały na mnie, wiedziałem, co się święci i nie mogłem
odmówić. I nie ukrywam, że później również spotkaliśmy się z
panem senatorem. Tu dużą rolę odegrał senator Komarnicki
wyrażając swoją pełną aprobatę do podjętych przez zarząd
decyzji.
Kim
jest honorowy prezes dla dzisiejszej Stali Gorzów?
– Najpierw
powiem, kim jest dla obecnego zarządu. Jest osobą, która ze swoim
doświadczeniem zawsze chętnie na każde pytanie odpowie, doradzi i
służy pomocą. I zawsze służy pomocą dla spraw, które służą
Stali. O każdej porze dnia czy nocy każdy z zarządu może do niego
zadzwonić, porozmawiać, zaaranżować spotkanie, więc czujemy to
wsparcie w trudniejszych chwilach czy sytuacjach. Nie wiem, jak te
spotkania wyglądały wcześniej, ale nasze spotkania czy też
rozmowy telefoniczne są profesjonalne i merytoryczne.
Doszlibyśmy
do ekstraligi, gdyby nie Komarnicki?
– Te
ruchy, które w tamtym czasie były czynione w zakresie przede
wszystkim wyniku sportowego; nazwiska, które zaczęły się pojawiać
w Stali, były bardzo dobrymi decyzjami. Sami liderzy nie są
gwarancja sukcesu, gdy nie będą stanowili drużyny. Jednak Tomek
Gollob tak mocna postać w polskim żużlu jaką wtedy był, którego
pan Komarnicki ściągnął i namówił do współpracy w Stali
Gorzów, to był przysłowiowy strzał w dziesiątkę. I to był
czas, że pomysł budowania drużyny z Tomkiem i w oparciu o niego, z
innymi też mocnymi nazwiskami, dał sukces sportowy. A on w
biznesie, jakim jest drużyna sportowa, stanowi podstawę, by za
chwilę pojawiły się inne sukcesy: ekonomiczne i wizerunkowe. W
sporcie nie jest tak jak w normalnym biznesie, że wystarczy, że
rachunek zysków i strat się zgadza, tu jeszcze wynik sportowy jest
szalenie ważny.
Chodzi
mi po głowie pokoleniowa trójka: Komarnicki, Gollob, Zmarzlik –
każdy po trochę młodszy i każdy po trochę ojcem dla
poprzedniego. Chyba dzięki prezesowi.
– To
jest ciągłość, którą zapoczątkował prezes Komarnicki,
ciągłość sukcesów Stali. To były trafne decyzje w tamtym
momencie, bardzo dobre wybory i jeden za drugim utrzymywał Stal
wizerunkowo bardzo wysoko. Dzięki temu mieliśmy w obszarze
sportowym innych naśladowców, którzy chcieli się ścigać,
przychodzić do Stali. Tu warto dodać jeszcze nazwisko jednego z
najlepszych trenerów w kraju, Stanisława Chomskiego, który te
wszystkie decyzje spajał, tworząc solidną drużynę.
Gdyby
podsumować tę rozmowę na temat Stali Gorzów w kontekście prezesa
Komarnickiego, co będzie po stronie plusów, a co po stronie
minusów?
– Po
stronie plusów jest to, że zawsze możemy czerpać z doświadczeń
senatora. Bez cienia wątpliwości, że tak jak będzie umiał, tak
pomoże.
A
tu doradztwo jest szczególnie ważne.
– Żeby
dobrze doradzać, trzeba mieć w tym biznesie duże doświadczenie.
A
jak nie, to trzeba dużo zapłacić tym, którzy je mają.
– Dokładnie.
A z minusów? Zbyt szybko czasami chciałby pomóc. A to nie zawsze
jest dobre.
Co
w kontekście naszej rozmowy jest według pana najważniejsze?
– Dla
mnie każdy, dla kogo Stal jest dobrem nadrzędnym, pozostaje
przyjacielem Stali na zawsze. I senator Komarnicki należy do tych
osób. Wie, że Stal dla miasta, dla naszego środowiska, dla kibiców
jest celem nadrzędnym i tak jak będzie umiał, dysponował czasem,
zrobi wszystko, by dalej święciła sukcesy na arenie sportowej w
kraju, a zawodnicy rozwijali się również na arenie
międzynarodowej.
Przyjaciel
Stali na zawsze – to ładne.
– Tak,
bo dobro Stali leży mu na sercu i inne poboczne polemiki mają tu
wtórne znaczenie.
Dziękuję.